W sierpniu 2007 roku kaliszanka została ciężko ranna w wypadku samochodowym. Lekarze stwierdzili m.in. stłuczenie mózgu i krwiak płata ciemieniowego, krwawienie podpajęczynówkowe, liczne złamania i częściowy niedowład. Długo leżała w śpiączce i wydawało się, że do normalnego życia nie wróci już nigdy. Zresztą faktycznie nie wróciła, bo w wieku 36 lat nie nadaje się do żadnej pracy, co stwierdziła m.in. komisja lekarska Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Niestety, takie orzeczenie niewiele jest warte, jeśli nie idą za nim konkrety, czyli pieniądze. W przypadku Kramarczyk nie było o tym mowy, bo zabrakło niezbędnego okresu składkowego. Co prawda pani Małgorzata miała czy raczej miewała zatrudnienie, ale na potwierdzenie tego nie posiada zbyt wielu dokumentów.
– W Polsce pracowałam dorywczo, najczęściej bez papierów. Byłam też za granicą – opowiada.
W sumie uzbierało się zaledwie 20 miesięcy składkowych, przedzielonych dziewięcioma laty bez ubezpieczenia. W tej sytuacji renta się nie należy. Pozostało odwołanie do prezesa ZUS, który w drodze wyjątku mógłby przyznać świadczenie. Po ośmiu miesiącach oczekiwań, w lutym br. nadeszła decyzja odmowna.
Pracując na czarno, nikt nie zakłada czarnego scenariusza, który miał miejsce w przypadku Kramarczyk. Wypadek pozbawił ją zdrowia i szans na uzyskanie pracy. Sprawca faktycznie pozostał bezkarny, bo z zasądzonego, zresztą symbolicznego odszkodowania 4 tysięcy złotych, zapłacił 200 zł. Komornik rozkłada ręce, bo reszty nie ma z czego ściągnąć. Te trzy lata to dla kaliszanki najpierw długa rehabilitacja, a potem rozpaczliwa próba utrzymania siebie i córek przy życiu. Dwie starsze odeszły na swoje. Od lipca pani Małgorzata zajmuje się najmłodszą, ale pieniędzy od tego nie przybyło.
Tymczasem we wrześniu opieka społeczna poinformowała Kramarczyk o wszczęciu postępowania w sprawie dwóch przyznanych i wypłaconych już zasiłków celowych. Zdaniem urzędników miała ona zataić fakt, że jej starsza córka pobierała stypendium socjalne i stypendium na wyżywienie. Nie są to wielkie pieniądze, ale – jak podkreśla kierownik Działu Pomocy Środowiskowej Violetta Owczarek – „zatajenie miało istotne znaczenie przy ustalaniu uprawnień do zasiłku”. Inna sprawa, że trudno się doszukać złej woli zainteresowanej.
– O stypendiach dowiedziałam się dopiero z pisma MOPS – tłumaczy pani Małgorzata, która, choć zahartowana walką z przeciwnościami losu, zaczyna załamywać ręce. Nawet jeśli urzędowe postępowanie skończy się dla niej pomyślnie, nie widać żadnych perspektyw na zmianę jej sytuacji materialnej i życiowej. A bez nadziei na lepsze jutro trudno jest żyć.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?